Wybranie młodego chłopaka zamiast załamanego psychicznie faceta przy kości jest według mnie logicznym wyborem. Owszem, Nick jest ćpunem, ale nie jest jeszcze umierający. Poza tym, nie wiadomo jakie są intencje Stranda, jak wygląda jego plan ani jaki udział będzie miał w tym Nick. Nikt nie powiedział, że uciekną ze szpitala trzymając się za rączki, z pieśnią na ustach i zostaną best friends forever. Równie dobrze Strand może zostawić Nicka jak tylko ten odegra swoją rolę.
Co do Daniela i jego "zezwierzęcenia" to nie do końca tak to widzę. Po pierwsze nie zauważyłam, żeby Salazar czerpał przyjemność z torturowania Adamsa, w szczególności, że jest on bliski Ofelii. Po drugie, pomimo gorących zapewnień, Adams wcale nie był taki chętny do wyśpiewania wszystkiego co wiedział (mam na myśli scenę, gdy Daniel pyta go o operację Kobalt, a ten milczy). Podczas apokalipsy większość dba o siebie i własne rodziny, a nie bawi się w zbawicieli ludzkości. Tak właśnie postępuje Daniel, który najzwyczajniej w świecie boi się o żonę i córkę - ja tak to odbieram, co nie zmienia faktu, że Adamsa było mi troszkę szkoda.