Wreszcie do moich łap trafiła książka "Narodziny Gubernatora" i cóż mogę powiedzieć... jest świetna! Prawdę mówiąc ostatnie 140 stron czytałem w ciągu, bo tak mnie ona wciągnęła. Powiedziałbym, że z każdą stroną jest coraz bardziej niepokojąco i mrocznie. To, jak postacie zmieniają się pod wpływem zdarzeń, ciekawa fabuła powodowały, że nie mogłem się od czytania oderwać. Bardzo podobało mi się to, że bohaterowie popełniają multum błędów i nikt tam nie jest krystaliczny. Robią to co w ich mniemaniu jest najlepsze. Zombie są w tej książce rzeczywistym zagrożeniem, a napięcie jest wręcz ciągle obecne. Myślałem, że wiem do czego tytuł ten fabularnie zmierza, a końcówka nieźle mnie zaskoczyła.
Jedyne do czego mógłbym się przyczepić to pewne przejścia fabularne. Przykładowo czemu grupa Philipa zabija z broni palnej zombie - policjanta w radiowozie skoro wie (sama o tym mówiąc), że hałas przyciągnie hordę albo dlaczego Philip i Nick zrzucają trupy z dachu Chalmersów? No i czy potraficie sobie odszukać gorszą komendę dla zapewnienia bezpieczeństwa małej dziewczynce, jak "odejdź"? Właśnie...
Pomimo tych drobnych błędów książkę polecam każdemu kto lubi klimaty apokalipsy zombie. Jakbym miał oceniać to takie solidne 8+/10.