Od wczoraj się zbieram aby napisać moje przemyślenia i co zaczynam to wychodzi mi elaborat o Carol, tak więc postanowiłam nie walczyć z tym, zresztą jakby nie spojrzeć to Carol jest gwiazdą tego odcinka. Uprzedzam tylko, że będzie jak zwykle chaotycznie i niechronologicznie.
Na wstępie chcę napisać, że to nie jest tak, że ja pochwalam to co zrobiła Carol (sama czy też nie sama) ale tak jak napisałam w poprzednim odcinku, rozumiem jej motywację, tak samo jak jak starałam się zrozumieć motywy/decyzje Ricka czy też Carla w poprzednich sezonach. Rickowi i Carlowi widz wszystko wybaczył (tak, tak wiem to były zupełnie inne sprawy bla, bla, bla), może z perspektywy czasu widz spojrzy przychylnym okiem także na pochopną decyzję Carol, nigdy nic nie wiadomo.
Dobra napiszę inaczej, w normalnym świecie to co zrobił nasza bohaterka, byłoby zwykłym morderstwem bez żadnych okoliczności łagodzących, ale oni nie żyją w normalnym świecie (mimo, iż starają się o tym zapomnieć), myślę, że jeszcze niejednokrotnie się o tym przekonają a my będziemy świadkami niejednej mało moralnej decyzji.
Psychika Carol zmieniała się cały czas, tylko przez to, że nie była postacią pierwszoplanową ciężko było to wyłapać, ale delikatne sygnały były już w drugim sezonie, mi te subtelne sygnały wystarczyły aby nie być zszokowana jej postawą. Ale w sumie fajnie, że wszyscy, którzy lubią mieć wszystko czarno na białym otrzymali to na tacy w tym odcinku. Zresztą było to ciekawie zaserwowane. Jej zmiana dojrzewała w środku, pielęgnowała wewnętrznie swoją zmianę priorytetów, aż w końcu jej zmiana się ujawniła poprzez taki a nie inny czyn.
Rick może nie jest bezpośrednio winny temu co się stało ale pośrednio i nieświadomie tak. Z lidera grupy zmienił się w farmera, nawet nie uczestniczył w radzie, porzucił broń, synowi tez zabrał, żył w utopijnym świecie; dzieci mają mieć dzieciństwo, starsi spokój itd. Podejrzewam, że nie robił tego tylko po to aby odpocząć czy też wziąć urlop (który mu się należał o czym wspomniał Daryl) ale myślę, że się trochę przeraził w jakim kierunku zmierza psychika jego syna. W rezultacie grupa nie miała silnego przywódcy, Carol wzięła sprawy w swoje ręce, kiedy to jeszcze epidemia nie wybuchła na dobre, a wcześniej ucząc dzieci posługiwania się bronią itp. Podjęła pochopną (tak pochopną) decyzję uśmiercenia dwoje chorych ludzi w grupie (tak, wiem odizolowanych) nie przewidziała konsekwencji, a czas nie działał na jej korzyść. W tym świecie decyzje podejmuje się błyskawicznie, nie ma czasu na ich analizę, potem ewentualnie można rozważać czy decyzje były dobre czy złe. Ta okazała się złą.
Można zadać pytanie dlaczego akurat ona stwierdziła, że bierze sprawy w swoje recę, no cóż każdy inny z grupy był czymś zajęty; Glenn,
Maggie, Rick, Daryl, Michonne itd. No tak, ta słaba kobieta znalazła w sobie sile i ją wprowadziła w życie. Wyparła ze świadomości wszystko co mogłoby ją z powrotem złamać, czyli córeczkę. Widzimy to w rozmowie z Lizzy ale również w rozmowie z Rickiem.
Scena początkowa, świetna o czym już wcześniej pisałam, taka krótka lekcja przetrwania, bez zbędnych sentymentów, bez łzawych przemówień, krótko i na temat. Lizzy ma wyrosnąć na silną kobietę, a nie na taką jak przez większość życia była Carol. W tym świecie nie ma miejsca na słabości jak się chce przeżyć. Nie ma także miejsca na sentymenty typu wzruszające: mama, nie ma miejsca na wspomnienia, że się miało córkę.
Decyzja Ricka, hmm bardzo trudno mi się ustosunkować, z jednej strony rozumiem jego tok rozumowania, który zresztą nakreślił, mówiąc o tym, że zostają sami czyli on jego dzieci i Carol. I jeszcze Carol wjechała mu na ambicje wspominając tego farmera, widać, ze go to trochę zabolało.
Tak, taka Carol gdyby np. córeczka Ricka uniemożliwiała ucieczkę, obronę mogłaby się nie zawahać.
Z drugiej strony, moim zdaniem, zrobił błąd, pozbywa się kogoś kto stał się silny, kto nie będzie się patyczkował w obliczu zagrożenia, tak możecie się śmiać ale Carol zaczęła myśleć jak żołnierz na wojnie. Taka postawa z jednej strony ryzykowna ale z drugiej zapewnia przetrwanie.
Ale nie będę osądzała za bardzo Ricka, podejrzewam tylko, że w najbliższym czasie będziemy świadkami jak Rick walczy z wyrzutami sumienia, pewnie zwierzy się, Hershelowi, będzie szukał akceptacji swojej decyzji. No ale mniejsza z tym, taki jest Rick, taki był zawsze. Jeszcze ten zegarek od Carol będzie mu przypominał. Wiemy ze zwiastuna 4 sezonu, że Carol powróci, ciekawe tylko w jakich okolicznościach. Mam swoje teorie ale aby nie wywołać salwy śmiechu zatrzymam dla siebie, bo może nadal nie jest tak jak nam się wydaje.
A tak a propos zegarka, teraz mam na myśli Ricka zegarek, no pożyczył chłopakowi zegarek i tyle go widzieli

. A tak poważnie to nie wiem co napisać o tej dwójce, piszecie, ze dziewczyna jakaś zwariowana a ja miałam wrażenie, że ten koleś ma coś z głową. Ciekawe czy żyje.
No i na koniec parę tylko słów o naszej dzielnej czwórce w postaci: M, D, T i B.
Michonne, bardzo lubię tę postać i w tym odcinku też jestem pod pozytywnym wrażeniem, jej rozmowy, pytań, odpowiedzi, walki, humoru no wszystkiego.
Daryl, w sumie podobnie, wątpię, że sprawi łomot Bobowi, przejdzie mu. No chyba, że nie.
Bob, takie zagubione dziecko we mgle (jest w ogóle takie powiedzenie

), jego krótka opowieść skojarzyła mi się z Morganem, który też przeżył patrząc jak inni umierają. Jak na alkoholika to w sumie jest zbyt opanowany, prawdziwy alkoholik już na miejscu pociągnąłby łyka, a on chciał mieć flaszeczkę na czas ciszy. No i świetna scena jak walczył o plecak, normalnie bronił go jak twierdzy. No i w zasadzie tylko w tej scenie pokazał, że działa. Nie potrafię być do niego uprzedzona, tylko jest jak na razie taki nijaki, bez werwy, bez inicjatywy, tak sobie z nimi poszedł i trzeba mu wszystko podpowiadać.
Tyreese, hmm, misiu kochany, z jednej strony grzeczny jak dzieciak z podstawówki zwracający się do nauczyciela, ufny taki, a z drugiej strony wali młotkiem gdzie popadnie. Wkurzony nawet szwendaczowi nie odpuścił i trzymał mocno nie słuchając nikogo, że ma puścić biedaka. Rozumiem go też, że przestał wierzyć, że po takim czasie zastanie siostrę żywą. No i scena jak płucze swoją koszulkę, w tym momencie tak bez związku z fabułą i sytuacją, rzuciły mi się w oczy jego dłonie, on ma bardzo delikatne dłonie

. Tak Tyrysiątko jest kochane.
PS.
Dodatek specjalny czyli moje teorie spiskowe (proszę potraktować z przymrużeniem oka):
1. Może jednak Carol nie działała sama, podwójne morderstwo, może i dwoje sprawców, no kurde na jakiejś podstawie przyjmą ją z powrotem w swoje szeregi.
2. Urwana noga od tej dziwnej dziewczyny, kurcze wyglądała jak odrąbana a nie jak odgryziona.
Gratulacje i szczere wyrazy uznania dla tych, którzy przebrnęli przez moje wypociny Nie masz uprawnień do wyswietlania linków na tym forum.
Załóż konto lub
Zaloguj się 