Ostatni raz się tak wynudziłem przy odcinku FTWD, w którym Morgan gadał do kasety przez 50 minut. Serio, jak dawałem temu serialowi szansę i pierwszy odcinek był obiecujący, tak w tym epizodzie wszystko zostało skopane. Mam wrażenie, że dla twórców najważniejszym wątkiem odcinka było pokazanie, że homofobia jest zła i fuj fuj. Nie tego oczekuję, oglądając serial o zombie, nawet jeśli to postapo-Riverdale, co zaakceptowałem bez problemu.
Dałem radę obejrzeć bez przewijania, ale czułem się jak na nudnej lekcji w szkole.
I powtórzę to co napisałem przy pierwszym odcinku - błagam zabijcie Iris, bo to najbardziej kiczowata i absurdalna postać jaką dane mi było widzieć w serialach. Ona z jej umiejętnościami, charakterem i głupotą powinna umrzeć 200 metrów za bramą osady i to potykając się o kamień i rozwalając sobie łeb.
Odcinek 2/10 niestety.