Na początku 4 sezonu miałem nadzieję, że podoła on poprzeczce ustanowionej przez Ericksona w 3 sezonie i być może będzie nawet lepszy. Pogodziłem się już z tym, że nie pokażą wydarzeń bezpośrednio po wybuchu tamy, bo wątek stadionu zapowiadał się intrygująco, ale 8 odcinek (jak i po części 3) zdecydowanie temu zaprzeczył.
Czuję się oszukany przez tercet Chambliss&Goldberg&Gimple, który postanowił zrobić z świetnie poprowadzonego serialu przez 3 sezony kompletnie odmienne show z na szybko wykreowanymi nowymi bohaterami, mającymi przejąć pałeczkę po głównej obsadzie, którą potraktowano po prostu po chamsku, szczególnie Kim Dickens. Zabito ją tylko po to, by stołeczek "series lead" zapełnił, nawet nie Alycia Debnam-Carey, tylko Lennie James. Nie po to zżywałem się z bohaterami przez 3 lata, aby wymordowano ich większość w tak krótkim czasie. Nie wiem, co miało służyć temu zgoła bezsensownemu zabiegowi, ale na pewno nie wróży to dobrze przyszłości serii (choć mogę się oczywiście mylić).
Nie zdziwię się, jeżeli Alycia Debnam-Carey i Colman Domingo zdecydują się w niedalekiej przyszłości opuścić show, po tym co zrobił z nim wcześniej wspomniany tercet.
A już myślałem, że Fear do końca swojego istnienia będzie bić na głowę TWD pod każdym względem i będę czerpał radość z oglądania...
Być może jednak scenarzyści wrócą po rozum do głowy i sprowadzą Kim Dickens spowrotem do show, chociaż jest to w takim stopniu prawdopodobne jak to, że Gimple kiedyś zmądrzeje.